🐼 Kochałem Się Z Własną Matką

Szczególna więź między matką a córką. Wywiad z psycholożką dr Joanną Kot. Najbliższe sobie kobiety, a może rywalki – matki i córki łączy specjalna więź. Niezależnie od tego, czy jest dobra, czy trudna, to zawsze szczególna i jedyna w swoim rodzaju. O tym, jak terapeutycznie podejść do naszych wzajemnych relacji, nawet „Umówiłem się z nią na następny dzień. Musiałem jej powiedzieć. To, że podoba mi się od liceum. Że chcę z nią być, że pragnę jej do bólu. Że wciąż mi się wymyka, a ja próbuję zastępować ją namiastkami, ale to nie może się udać, bo żadna nie była nią. Wiedziałem, że ją stracę. Skoro bierze ślub, zapewne kocha swojego narzeczonego. Ale musiałem”. Decydują się na ślub. Jego datę Hłasko tatuuje sobie na ramieniu. Ona mu w prezencie daje sportowe bmw, on wkrótce zmienia jej życie w piekło. Zdradzane i oszukiwane, szantażowane Virginia Eliza Clemm Poe de domo Clemm (ur. 15 sierpnia 1822 w Baltimore, zm. 30 stycznia 1847 w Nowym Jorku) – żona amerykańskiego pisarza Edgarda Allana Poego.. Para była rodzeństwem ciotecznym i wzięła ślub, gdy Virginia Clemm miała 13, a Poe – 27 lat. Niektórzy biografowie sugerowali, że łącząca ich relacja przypominała bardziej stosunki pomiędzy rodzeństwem niż Czuje się niedoceniany przez tamtejszą emigrację i krytykę. Nic dziwnego, że w testamencie tyle goryczy i przygnębienia. Herbert – wydaje wiersz w debiutanckim spóźnionym tomiku Struna światła. Rozmyśla nad życiem i śmiercią. W obu wierszach temat jest podstawą do snucia rozważań nad życiem, sytuacją, filozofią. 25-latek był skazany w pierwszej instancji na 6 miesięcy ograniczenia wolności za znęcanie się nad własną matką. Dezerter Emil Czeczko nie żyje. Był skazany za znęcanie się nad matką Okazuje się, że Iga Świątek nie ma zbyt bliskiej więzi z matką. Rodzicielka po sportowych wyczynach dziecka gratuluje jedynie przez e-mail, a kontakt obu kobiet nie jest zbyt częsty. Dorota Świątek w odróżnieniu od ojca i siostry tenisistki nie jest zbyt skora do wystąpień publicznych i udzielania wywiadów. Gdy jakiś czas temu Z jej relacji wynika, że mężczyzna obecnie nie utrzymuje kontaktu nawet z własną matką, która jako jedna z nielicznych nie odwróciła się od niego, gdy niesłusznie oskarżono go o gwałt Następne rozmowy były łatwiejsze, głównie dlatego, że Kalinka wręcz spuchła od nowych wrażeń, którymi chciała natychmiast się ze mną podzielić. Nauczyła się dzwonić sama, błyskawicznie opanowała obsługę komórki i tabletu, i jak tylko dorwała się do któregoś z tych urządzeń, łączyła się ze mną. vizme. Męża mojej byłej żony i ojczyma Zosi widziałem tylko dwa razy. Raz na komunii córki i na rozdaniu świadectw, gdy skończyła podstawówkę. Kiedy więc tamtego dnia zadzwonił o 5 rano, wiedziałem że, coś się stało. – Zosia? Boże… – Nie. Zosi nic nie jest. To Basia. Miała wypadek. Nie żyje… – Radek zaczął płakać. – Przepraszam. Pomyślałem, że powinieneś wiedzieć. Zadzwonię potem. Radek rozłączył się. Usiadłem na łóżku. Basia. Jak to możliwe? Zawsze wesoła, pełna życia… Na swój sposób ciągle ją kochałem. Cały ten czas. Nawet wtedy, kiedy miałem kochanki. Wiedziałem, że ją ranię, ale nie umiałem się powstrzymać. Basia wyrzuciła mnie z domu, gdy Zosia miała trzy lata. Z Radkiem związała się dwa lata później. I wyprowadziła się z Basią z Wrocławia do Wałbrzycha. Na początku starałem się mieć z córką kontakt. Zabierałem ją do siebie w co drugi weekend, w wakacje. Ale potem zamieszkała ze mną Ilona. Zosia ją denerwowała. Zacząłem spotykać się z córką tylko na kilka godzin. Kino, lody, plac zabaw. Potem Ilona się wyprowadziła, ale Basia uznała, że skoro wcześniej nie chciałem zabierać córki na weekendy, to i teraz nie muszę. W sumie tak mi było wygodniej, więc poawanturowałem się tylko dla zasady. Przez ostatnich kilka lat widywałem Zosię tylko w wakacje, i to przez kilka dni, może tydzień. Na resztę czasu wysyłałem ją na luksusowe obozy albo wczasy z moją mamą. Jak w jej szkole zorganizowali potańcówkę dla córek i ojców – zaprosiła na nią Radka. Zabolało. I chociaż przy mnie bardzo się pilnowała i mówiła o ojczymie „Radek”, wiedziałem, że na co dzień zwraca się do niego „tato”. Do mnie zawsze po imieniu albo żartem „ojciec”. Ale wiedziałem, że sam jestem sobie winien. Tak naprawdę, to byłem mu wdzięczny. Że się tak dobrze opiekuje moją córką. Razem z Basią stworzyli jej wspaniały dom. Rodzinę. Coś, do czego ja się nie nadawałem. A teraz Basi już nie ma. Zosia nie ma matki. Boże. Radek zadzwonił znowu dwa dni później. – Cześć. Pogrzeb Basi będzie w środę. A po nim Zosia zamieszka u ciebie. Jesteś teraz jej jedynym opiekunem prawnym. Dopiero wtedy do mnie dotarło, co oznacza śmierć Basi w moich relacjach z córką. To ja będę teraz za nią odpowiadał. To ode mnie będzie zależało, na jakiego wyrośnie człowieka… Ja nie dam rady. Spieprzę jej życie… Tęskniła za Radkiem; tak naprawdę on był jej ojcem Na pogrzebie trzymałem się z tyłu. Nie chciałem, żeby rodzice Basi i Radek widzieli moje łzy. Pomyśleliby, że to na pokaz. Sam nie bardzo rozumiałem swoje uczucia do byłej żony. Gdy kolejka składających kondolencje się skończyła, podszedłem do córki. Na mój widok wyswobodziła się z objęć Radka. – Jesteś tu. Myślałam, że nie przyjdziesz – Zosia przytuliła się do mnie. – Ja nie wiem, jak mam bez niej żyć – zaczęła płakać. Głaskałem ją po głowie i próbowałem uspokoić. Napotkałem wzrok Radka. Skinęliśmy sobie głowami. Widziałem, że cierpi. Miał do tego dużo większe prawo niż ja. Zosia wprowadziła się do mnie dwa tygodnie później, gdy skończył się rok szkolny. Tak się umówiłem z Radkiem. Uprzątnąłem dla niej mój gabinet. Wstawiłem nowe łóżko, szafę. Przez pierwsze dni Zosia prawie nie wychodziła z pokoju. Nic nie mówiła. Próbowałem z nią rozmawiać, ale ona tylko odwracała się plecami do mnie. Słyszałem, że w nocy płacze. Nie wiedziałem, jak jej pomóc. W końcu zadzwoniłem do Radka. – Ona cię potrzebuje. Przyjedź. Nie chce ze mną rozmawiać. Ja nie wiem, co robić. Proszę. Ledwo wszedł, Zosia rzuciła mu się na szyję. – Tato! Dlaczego nie mogę być z tobą? Ja tęsknię za mamą i za tobą. Ja tu nikogo nie znam. Ja chcę do domu… Proszę. Poszedłem na spacer. Gdy wróciłem, siedzieli w kuchni i jedli zupę. – Słuchaj, Jacek – odezwał się Radek. – Może byś się zgodził, żeby Zosia jeszcze przez chwilę pomieszkała ze mną. W Wałbrzychu ma koleżanki, kolegów. Będzie jej łatwiej. Tu nie zna nikogo. Tylko na jakiś czas… Ale to twoja decyzja. Zrozumiem, jak się nie zgodzisz. Wiedziałem, że tak będzie lepiej. Ale nie chciałem, żeby moja córka pomyślała, że tak łatwo z niej rezygnuję. – Radek, no nie wiem. Zosia musi zacząć się przyzwyczajać, że tu jest teraz jest dom… – Jacek. Proszę cię. To wszystko to za dużo dla mnie naraz… Tylko do końca wakacji. Proszę – do rozmowy włączyła się Zosia. Zgodziłem się. Pod warunkiem że w sierpniu pojedziemy razem do Chorwacji, tak jak planowaliśmy. Obiecałem sobie, że będę jeździć do Zosi co tydzień. Ale nie zawsze dawałem radę. W lipcu udało nam się spotkać tylko dwa razy. Nie wiedziałem, o czym z nią rozmawiać. Na pytania odpowiadała monosylabami. A tuż przed wyjazdem do Chorwacji Zosia zaproponowała: – Jacek… Wiesz, mam taki pomysł. Może Radek pojedzie z nami? On za siebie zapłaci, ale wiesz, Radek jest bardzo smutny. I zmęczony. Powinien gdzieś pojechać, odpocząć. Jak go poproszę, to się zgodzi. Dla mnie. Nie bardzo wiedziałem, co odpowiedzieć. To dość osobliwy pomysł, żebym spędzał wakacje z wdowcem po mojej eksżonie. Ale z drugiej strony – on miał z Zosią dużo lepszy kontakt niż ja. Może przy nim będzie mi łatwiej poznać moją córkę – tak pomyślałem. Pomimo okoliczności to był całkiem przyjemny wyjazd. Wynajęliśmy żaglówkę. Pływaliśmy od wyspy do wyspy. Po raz pierwszy od pogrzebu widziałem, jak Zosia się śmieje. Kilka razy wreszcie naprawdę porozmawialiśmy. O Basi, o tym jak się poznaliśmy, o jej narodzinach, jak się bawiliśmy razem, gdy była malutka. Zosia opowiadała mi o swojej szkole, przyjaciołach, o Radku. Gdy tego słuchałem i widziałem ich razem, stawało się dla mnie jasne, że takiej relacji z moją córką już miał nie będę. Na to jest już za późno. Zaczęło też do mnie docierać, że zabranie Zosi z jedynego domu, jaki zna, z jej miasta, od jej taty – to będzie kolejna zła decyzja. Że kolejny raz zrobię mojej córce krzywdę. Jednocześnie wiedziałem, że nigdy sobie nie wybaczę, jeśli nie spróbuję zbudować z Zosią jakiejś relacji. Nie zastąpię Radka, ale może mogę jeszcze stać się kimś ważnym w jej życiu? Ostatniego dnia naszego urlopu zaproponowałem Radkowi pójście na piwo. – Musimy porozmawiać – wyjaśniłem. Radek zgodził się, choć patrzył na mnie podejrzliwie. Chyba się bał, że jestem zazdrosny i powiem mu, że ma zerwać kontakt z Zosią. Wypiliśmy w milczeniu po kuflu… – Radek. Przez te dwa tygodnie zrozumiałem, jak blisko jesteś z Zosią. Prawdę mówiąc, ona jest o wiele bardziej twoją córką niż moją. I wiem, że zawaliłem. Na całej linii. Z drugiej strony, wreszcie ją lepiej poznałem. I wiem, że to będzie moja strata, jeżeli nie spróbuję się do niej zbliżyć. I wpadłem na taki szalony pomysł. Przeprowadzę się do Wałbrzycha. Znajdę mieszkanie gdzieś blisko ciebie. W moim zawodzie znajdę pracę wszędzie. Zosia nie będzie musiała niczego zmieniać. Zostawiać ciebie i przyjaciół. A gdzie będzie mieszkać? Proponuję, żeby to ona zdecydowała. Zrozumiem, jak wybierze ciebie. Nie będę jej do niczego zmuszać. Jeżeli tylko będę mógł ją widywać… Radek schylił głowę. Wiem, że próbował ukryć łzy. Odetchnął głęboko. – Jacek, ty mówisz poważnie? Bo jak tak, to powiem ci szczerze. Jeśli zrobisz tak, jak mówisz, to to będzie najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłeś dla Zosi. Ona to doceni. – Jesteś pewien? Bo martwi mnie tylko, że uzna, że po raz kolejny ją odrzucam. I uciekam od odpowiedzialności. – Nie doceniasz jej. To naprawdę mądra i wrażliwa dziewczyna. Zrozumie. Obiecuję. Bardzo ci dziękuję. To wspaniały pomysł. Zobaczysz, nie pożałujesz tej decyzji. Na pewno. Gdy przedstawiliśmy pomysł Zosi, zobaczyłem, co oznacza u niej prawdziwa radość. Wyściskała mnie, wycałowała, a potem do wieczora podskakiwała i podśpiewywała pod nosem. – Wiesz, Jacek, ja ci pomogę znaleźć mieszkanie. Po drugiej stronie parku jest takie fajne nowe osiedle. Spacerkiem do nas 10 minut. Do mojej szkoły – ze trzy. Będę wpadać po szkole na obiad, bo akurat gotujesz lepiej niż Radek – trajkotała uszczęśliwiona. Po wakacjach Zosia poszła do swojego starego gimnazjum. Do stycznia udało mi się sprzedać mieszkanie we Wrocławiu. W Wałbrzychu kupiłem trzypokojowe mieszkanie w apartamentowcu z basenem i siłownią. Na tym osiedlu, o którym mówiła Zosia. Kartę wstępu załatwiłem i dla Zosi, i dla Radka. Bardzo się ucieszyli. Wiosną znalazłem pracę. Z taką samą pensją, jaką miałem we Wrocławiu. I z lepszymi warunkami, bo pracodawca nie miał nic przeciwko temu, żebym dwa razy w tygodniu pracował z domu. W te dni Zosia po szkole wpada na obiad. Odrabia u mnie lekcje, korzysta z basenu. W weekendy czasem u mnie nocuje. Wtedy Radek wpada na obiad. – Jesteśmy taką nowoczesną rodziną – żartuje Zosia, gdy w trojkę jedziemy na wycieczkę albo idziemy do kina. – Dwóch tatusiów i córka. Jacek, 44 lata Czytaj także: „Byłam wściekła, kiedy moje emerytalne marzenia zamieniły się w niańczenie wnuków na pełen etat” „Koleżanka zapłaciła mi bajońską sumę, żebym zaszła w ciążę z jej mężem i urodziła im dziecko, ale nie przewidziała jednego...” „Nauczyciele na zdalnym nauczaniu przerzucili CAŁĄ robotę na rodziców. Niczego nie tłumaczyli, tylko wysyłali zadania. Zajmowało mi to cały dzień” Temat: Nie wytrzymuję z własną matką ... Nie potrafię się porozumieć z matką, główną przyczyną jest to, że jest alkoholiczką i poza tym ma trochę trudny charakter ... Staram się, ale nic to nie daje, po prostu po pewnym czasie albo wybucham i mówię, co myślę, albo napiszę od dzieciństwa nie mam wielu dobrych wspomnień. Czułam się trochę niepotrzebna, przeszkadzająca i nie kochana. Nie pamiętam, żeby mama kiedykolwiek mnie przytuliła, nawet jako dziecko. Pamiętam, że brakowało mi uczucia z jej strony. Tata - był cieplejszy, ale też nadużywał alkoholu, wtedy bywał agresywny czasami. Ogólnie, w lepszych momentach czułam się bardziej przez niego kochana tzn. mogłam z nim być, coś robić, pomagać, czasami mnie gdzieś ze sobą zabierał...W wieku szkolnym bywały w domu częste libacje, pamiętam, że nienawidziłam ludzi, którzy u nas bywali i bawili się - ja nie mogłam spać w nocy, karmiłam inwentarz, który zaniedbany był, czułam się odpowiedzialna za czas, że gdy wszyscy pijani już zasnęli - to ja sprzątałam, zmywałam itd. ale gdzieś później wyczytałam, źe źle robię, bo oni gdy się budzą to nie widzą tego bajzlu, który narobili, tych rozlanych kieliszków, tego smrodu. Dlatego szkole byłam zawsze najlepszą uczennicą ze wzorowym zachowaniem. Właściwie to byłam nieśmiała, ale zdarzało mi się zawiązywać po liceum gdy znalazłam pracę - przeprowadziłam się do miasta, potrzebowałam spokoju psychicznego, jakoś sobie radziłam. Gorzej było ze związkami z mężczyznami, albo niewłaściwie wybierałam, generalnie bałam się małżenstwa i skutecznie przed tym pracą dorobiłam się niewielkiego mieszkania, w którym poczułam swój azyl, swoje szczęście, miałam swoje towarzystwo i czułam się w miarę zmarł, mama coraz częściej i więcej piła. Moje prośby nigdy na nią nie działały, pamiętam, gdy jako dziecko, prosiłam, płakałam, żeby nie piła - niestety nie byłam dla niej na tyle ważna, żeby tego nie robić. Ważne było towarzystwo, zabawa a nie ja. Po śmierci taty, mama sprzedała część gospodarstwa i w parę lat wszystko "skonsumowała". Ja chciałam tam mieć swój domek. Kilka lat temu związałam się z mężczyzną. W przypływie dobroci otrzymałam część ziemii, na której zbudowałam dom - z oszczędności, kredytu ...Mamie pomagałam zawsze finansowo (chociaż ma swój niewielki dochód), ale pali, popija, ostatnio codziennie, ja robię zakupy, płacę rachunki, daję pieniądze i jest źle. Obgaduje mnie przed innymi osobami, jaka to ona biedna jest, że nie ma na nic pieniędzy, a nie widzi tego, co dla niej robię, mówi, że żałuje, że mi dała ziemię, że po co mi dom itd. Jest mi bardzo przykro, nie mam na to wpływu, co ona wygaduje, mam dosyć. Czasami myślę, że to był zły pomysł z tą budową, ale już za późno. Mam momenty, że jej nienawidzę, później mi jej żal, uważam, że jest toksyczna, że wywołuje we mnie poczucie winy ...Wiem, że powinnam iść na jakąś terapię dla DDA, ale boję się, że jak sobie to wszystko przypomnę to się rozkleję. Jakoś poukładałam swoje życie, mam dobrą pracę, przyjaciół, niestety nie mam dzieci, ale może uda mi się zaadoptować dziecko ... Przepraszam, że tak chaotycznie piszę, ale tyle myśli mam w głowie ... Jak mam się uwolnić od poczucia winy? Odciąć się? A gdy zamieszkam w domu blisko niej, nie odwiedzać, nie myśleć?Dodam jeszcze, że mam wrażenie, że mama jest czasami o mnie zazdrosna, że jest zła, że za dobrze sobie radzę, nie widzi pracy, trudu, nieprzespanych nocy (skończyłam studia, 2 kierunki), pracowałam na 2 etaty ... Ona nigdy nie pracowała zawodowo, zajmowała się gospodarstwem z różnym efektem, od śmierci taty nie robi nic tzn. nie ma inwentarza, nawet warzywek, ani jednego kwiatka nie zasieje nawet, bo jej się nie chce, interesują ją tylko imprezy, alkohol, towarzystko (nieodpowienie) ... a ja jestem zła wg niej, bo nie akceptuję jej alkoholowych rozrywek...Tak się rozpisałam, że pewnie nikt tego nie przeczyta ... Od lat obserwuję jak moi pacjenci na hasło “matka” i prośbę, żeby opowiedzieć coś więcej o tej relacji, sztywnieją - mówi Rutkowski Terapeuta zauważa, że toksyczność niezwykle często obudowana jest w piękne i kolorowe ramy nadopiekuńczości Nadopiekuńczość jest zawoalowaną formą przemocy, którą rodzice przykrywają swoją bezsilność Więcej znajdziesz na stronie głównej Ewa Raczyńska/Onet: W Polsce o matkach nie mówi się źle, tymczasem pan pisze o toksycznych matkach. Robert Rutkowski: W gabinecie teraupetycznym, gdy pada komunikat, że mama pacjenta jest lekarzem, nauczycielką, czy prawnikiem lub pracowała w służbach mundurowych, od razu pojawia się diagnostyka. Od lat obserwuję jak moi pacjenci na hasło "matka" i prośbę, żeby opowiedzieć coś więcej o tej relacji, sztywnieją. I to wcale nie jest łatwe, bo my o naszych matkach nie mówimy źle, nie pozwalamy sobie na tworzenie ich negatywnego obrazu. Żyjemy w kontekście, gdzie do słowa “matka” natychmiast dopowiadamy "boska", albo "Polka". Widzimy pomnik. Tak i jest to w nas bardzo silnie utrwalone. Zostałem zaproszony do jednej ze stacji radiowych właśnie, by porozmawiać o toksycznych relacjach z matkami. W trakcie audycji zadzwonił słuchacz, który powiedział: "matka to jest świętość, matkę trzeba szanować, nie wolno o niej powiedzieć złego słowa". Jego reakcja była ewidentnym potwierdzeniem zasadności i pochylenia się nad tym tematem. Żyjemy w totalnej ślepocie emocjonalnej, która uniemożliwia porozmawianie szczerze o swoich matkach. Ludzie są bardzo tutaj zblokowani. Polecamy: "Żałuję, że zostałam matką". Siedem trudnych historii Myślę, że powinniśmy uściślić, że toksyczna matka, to nie patologia, to niekoniecznie matka nadużywająca alkoholu czy uzależniona od narkotyków. Zgroza jest taka, że historie zawarte w książce "Toksyczna matka" są spoza gabinetu. One były tuż pod powierzchnią, nie trzeba ich było specjalnie szukać. Okazuje się, że mnóstwo ludzi doświadczyło relacji z toksyczną matką. W naszej książce o swojej trudnej relacji z matką opowiada kobieta, a kolejną bohaterką jest jej córka, która mówi toksycznej relacji ze swoją matką. Konfrontujemy to z pozycji skryptu rodzinnego. Zobacz także: Marta Frej: poruszam tematy, o których nie wypada rozmawiać Toksyczność to nie patologia. "Matka strofowała mnie od dzieciństwa na każdym kroku, czy mam dobrze naciągniętą czapkę, czy nie chodzę po kałużach, czy zjadłam pomidora czy jabłko ze skórką. Nie mogłam skakać, bo się spocę, przewrócę. Nie wolno mi było samej nic zrobić w kuchni, bo sobie zrobię krzywdę. U kogoś w gościach miałam cicho się bawić, żeby nie przeszkadzać i uważać, żeby czegoś nie popsuć, nie nakruszyć przy jedzeniu, nie ściągać narzuty, nie trzymać nóg na fotelu, nie garbić się, nie mówić za głośno. A jak w zerówce chorowało jakieś dziecko, miałam siedzieć w domu, bo może to ospa, odra, a ja jestem chorowita" - tak o swojej relacji z matką pisze jedna z kobiet, której historia nie zdążyła już trafić do książki. Ta opisywana matka była nadopiekuńcza, ale potrafiła bardzo boleśnie bić. Kiedy poprosiłem tę kobietę - trafiła do mnie z powodu problemów z alkoholem, by przeczytała to, co napisała o swojej matce, nie była w stanie, rozsypała się w gabinecie. Zaczęła łkać, była gotowa wyartykułować to na poziomie swojej świadomości, ale ciało się broniło, jakby strzegło tajemnicy o sprawcy, który wyrządził jej krzywdę. Jej ciało było tak zablokowane, że nie była w stanie wypowiedzieć słów, które sama napisała. Przecież mama tak się o nią troszczyła… Dbała o jej bezpieczeństwo… Uzależniamy nasze dzieci od siebie i przygotowujemy do tego, żeby nam służy w przyszłości. To są takie komunikaty - wytrychy: "Ojej, umówiłeś się z kolegami, a ja chciałam zamówić pizzę i obejrzeć z tobą film", "Tak mi smutno, jak wychodzisz". Tak, my nie widzimy nawet jako dorośli, jaką krzywdę wyrządziły nam matki. Trafia mi się pacjent, który mówi: u mnie było normalnie, a że z dwa czy trzy razy dostałem klapsa, to przecież nic takiego. I komunikuje to facet wykształcony, prowadzący własną firmę. On klapsem nazywał bicie sznurem od żelazka, uderzenie otwarta dłonią w twarz. Zobacz także: "Na ile mi wystarczy odwagi, by być w ciąży w tym kraju?" Nadopiekuńczość to współczesna dżuma. Nadopiekuńczy rodzice są toksycznymi, wyjałowionym z autorefleksji mordercami samodzielności swoich dzieci. Polska stała się wzorcowym krajem, w którym dzieci mające ponad 30 lat mieszkają ze swoimi rodzicami. Przemoc rodzicielska w formie nadopiekuńczości jest widoczna gołym okiem. Dalsza część tekstu po materiale wideo. Rodzice chyba sobie tego nie uświadamiają… Jeżeli my dziecku wszystkiego zabraniamy, to karmimy w ten sposób swoją rodzicielską przemoc, bo dziecko nie jest w stanie uczyć się zaufania do samego siebie. Rośnie tym samym lękowiec, który boi się iść do sklepu zrobić zakupy, albo jest dyrektorem banku, siedzi u mnie i boi się swojemu szefowi postawić granice, bierze silne leki antydepresyjne, bo czuje, że za chwilę zwariuje z szefem psychopatą i przemocowcem, bo przecież całe życie słyszał, że ma być grzeczny. TOKSYCZNA MATKA Polecamy: Olszyna: kolejny rok nie mogę już złożyć życzeń mojej mamie... Rodzice nie potrafią się z tej przestrzeni wycofać, zostawić miejsca na budowanie relacji z rówieśnikami. A przecież początkiem odpępowiania się dziecka wobec rodziców jest poród, przyjście na świat, to pierwszy sygnał ze strony dziecka, że chce się usamodzielnić. Dlaczego rodzicom tak ciężko przychodzi to pozwolenie na bycie samodzielnym swojemu dziecku? Rodzice boją się, że staną się niepotrzebni. To jest obsesją wielu matek, one mówią: "a co ze mną, to ty mnie już nie potrzebujesz, przyjedź chociaż na obiad, przecież ona nie ugotuje ci takiej zupy jak ja". W książce jedna z kobiet mówi: “najlepszą rzecz, jaką zrobiła dla mnie moja matka, jest to, że umarła, że nie musiałam się nią już dłużej zajmować”. Ten ciężar opieki, pomocy jest w nas bardzo silnie zakorzeniony. Jeden z moich pacjentów miał trudne relacje z ojcem, ale to co robiła jego matka… Ona po 15 razy dziennie wydzwaniała do syna, żeby utrzymywać poczucie, że jest mu potrzebna. Kiedy miał siedem lat, jego psychopatyczna matka mająca problemy z mężem i brak realizacji życiowej, histerycznie potrzebowała dowodów miłości. Po awanturze z ojcem ostentacyjnie się ubierała, krzycząc, że ma dosyć tego wszystkiego i idzie się zabić. Mój pacjent, dziś 36-letni, rzucał się pod nogi matki i płacząc błagał, by ona nie wychodziła, nie zabijała się. Ona wychodziła ciągnąc to dziecko po podłodze, a na klatce schodowej odstawiając paranoiczną dramę, brała syna na ręce i mówiła: "to ty mnie jednak kochasz…". A przecież naszym zadaniem, jako rodziców, jest przygotowanie dzieci do samodzielnego życia, kiedy nas już zabraknie. Moja mam kilka lat przed śmiercią powiedziała: "znajdź mi miejsce, gdzie będę miała w spokoju i ciszy dobrą opiekę". Jej słowa mnie odbarczyły, doczekałem momentu, kiedy trzy opiekunki nie były w stanie pomóc mojej mamie i podjąłem decyzję, na którą ponad 70 proc. Polaków nie potrafi się zdobyć - umieściłem mamę w domu opieki. Tymczasem rodzice mówią: “mam nadzieję, że na starość podasz mi szklankę herbaty”. Tak, miałem pacjenta, który przez rodziców był przymuszony do opieki paliatywnej nad swoja babcią i w ten sposób przygotowywany do opieki nad rodzicami. To, co my dorośli możemy zrobić dla swoich dzieci, to ściągnąć z nich obowiązek opieki, gdy będziemy starzy i niedołężni. Jak zostać najgorszą matką świata? Wystarczy urodzić dziecko Moja ocena jest bardzo prosta - jestem wdzięczny moim dzieciom, że dzięki nim mogę doświadczać ojcostwa, spełnienia czegoś, co jest dla mnie radością. Kocham być ojcem. Opiekowałem się moją matką nie z poczucia wdzięczności. Bardzo ją kochałem, to ona nauczyła mnie wielu rzeczy, była przy mnie, dała mi bezwarunkową akceptację. I to jest klucz. Bo jak możesz oczekiwać od swojego dziecka w swojej starości opieki, skoro nie dajesz mu akceptacji teraz. 15-latek, który słyszy: zostaw, nie ruszaj, jak ty wyglądasz, co ma czuć? Wdzięczność? Nie, on czuje wkurzenie, irytację. Jeśli wyzwalasz u swojego dziecka takie emocje, nie licz, że ono będzie przy tobie na starość.

kochałem się z własną matką